aaa4 |
Majtek |
|
|
Dołączył: 31 Lip 2017 |
Posty: 4 |
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
|
|
|
|
|
|
|
twoja matka, choc pewnie bys tego chciala. Skad by sie tu miala wziac?-Dariusz! - Meggie ukryla twarz w swetrze Mo. - Ten kiepski lektor. Capricorn powiedzial, ze to on ja sprowadzil i ze stracila przy tym glos. Ona wrocila, jestem tego calkowicie pewna. A Mo nic o tym nie wie! Wciaz mysli, ze ona tkwi w tej ksiazce...
-Jesli masz racje, to wolalbym, zeby wciaz tam tkwila - westchnal Fenoglio. - Nadal jestem zdania, ze sie mylisz, ale mysl sobie, co chcesz! Tylko teraz juz spij.
Ale Meggie nie mogla spac. Lezala odwrocona twarza do sciany wydana na pastwe wlasnych mysli. W jej sercu mieszala sie troska i radosc, jak dwa zlewajace sie kolory. Kiedy tylko zamykala oczy, widziala sieci, a w nich twarze dwojga ludzi - Smo-lipalucha i te druga, nieostra jak wyblakla fotografia. Z calych sil starala sie zobaczyc ja wyraznie, ale twarz nieustannie sie rozplywala.
Switalo, gdy wreszcie udalo jej sie usnac, ale noc nie zabiera ze soba najgorszych snow. W szarej porze miedzy noca a dniem wyrastaja one przerazajaco szybko, rozciagajac sekundy w wiecznosc. W sny Meggie zakradly sie jednookie olbrzymy i wielkie pajaki, piekielne psy, czarownice pozerajace dzieci -wszystkie okropne postacie, z jakimi kiedykolwiek zetknela sie w krolestwie liter. Wypelzaly ze skrzyni, ktora jej zrobil Mo, wylanialy sie ze stronic jej ulubionych ksiazek. Potwory wyplywaly nawet z ksiazek z obrazkami, ktore przynosil jej ojciec, kiedy jeszcze nie potrafila wydobywac sensu z liter. Jaskrawo ubarwione i kosmate, tanczyly w snach Meggie, usmiechaly sie zbyt wielkimi ustami, szczerzyly male ostre zabki. Tu kot, ktorego zawsze sie bala, tam dzicy ludzie, ktorych Mo tak lubil, ze powiesil sobie w pracowni przedstawiajace ich ilustracje. Mieli przerazajaco wielkie zeby. Smolipalucha schrupaliby w mig. Ale wlasnie w chwili gdy jeden z nich - ten z oczami wielkimi jak talerze - wyciagal pazury, z szarej nicosci wypelzla nowa postac 355
syczaca jak plomien, popielatoszara i bez twarzy, chwycila dzikiego czlowieka i rozerwala go na drobne strzepki papieru.
-Meggie! Potwory sie rozplynely, slonce swiecilo jej w twarz. Obok lozka stal Fenoglio.
-Mialas zly sen!
Meggie usiadla na lozku. Twarz starego czlowieka wygladala tak, jakby przez cala noc nie zmruzyl oka i przez to przybylo mu jeszcze kilka zmarszczek.
-Gdzie jest moj tata, Fenoglio? - spytala. - Dlaczego ciagle nie przyjezdza?
r
Lotrzykowie ci bowiem zwykli byli napadac na szerokich traktach, pladrowac wsie i miasteczka i znecac sie nad ich mieszkancami, aby z nich ostatni grosz wydusic. Kazdorazowo zas, kiedy obrabowali karawane czy spladrowali wies, wiezli swoj lup w to odlegle i dobrze ukryte miejsce, niedostepne dla oczu innych ludzi.
Ali Baba i czterdziestu rozbojnikow [w:] Basnie z 1001 nocy
Farida az rozbolaly oczy od wpatrywania sie w ciemnosc, ale Smolipaluch nie wracal. Czasem chlopcu wydawalo sie, ze dostrzega miedzy galeziami jego pokryta bliznami twarz. Czasem znow mial wrazenie, ze slyszy na suchym listowiu jego ciche kroki, ale za kazdym razem bylo to tylko zludzenie. Farid byl przyzwyczajony do wsluchiwania sie w nocna cisze. Nie zdolalby policzyc nocy, ktore przepedzil w taki sposob, uczac sie bardziej ufac swoim uszom niz oczom. Wtedy, w tym innym zyciu, kiedy swiat wokol niego nie byl zielony, lecz zolto-brazowy, oczy czesto go zawodzily, ale na swoje uszy mogl liczyc zawsze.
Ale tej nocy - najdluzszej, jaka [link widoczny dla zalogowanych]
kiedykolwiek przezyl - Farid nasluchiwal na darmo. Smolipaluch nie wrocil. Kiedy ponad wzgorzami zaczelo switac, Farid poszedl do wiezniow, zeby im dac wody, troche suchego chleba i pare oliwek. 357
-Chodz, Faridzie, rozwiaz nas! - powiedzial Czarodziejski Jezyk, kiedy chlopiec wsunal mu do ust kawalek chleba. - Smolipa-luch juz dawno powinien byc z powrotem, wiesz o tym dobrze. Farid milczal. Jego uszy lubily glos Czarodziejskiego Jezyka. Ten glos zwabil go tu z innego, nedznego zycia. Ale Farid jeszcze bardziej lubil Smolipalucha, sam nie wiedzial dlaczego. A Smolipaluch wyraznie mu przykazal, ze ma pilnowac wiezniow, nie bylo mowy o zadnym rozwiazywaniu.
-Posluchaj, jestes przeciez madrym chlopcem - odezwala sie kobieta. - A wiec sprobuj ruszyc glowa. Czy chcesz tu siedziec, az nas znajda ludzie Capricorna? To bylby dopiero widok: chlopiec pilnujacy dwojki spetanych doroslych, ktorzy nie moga nawet ruszyc reka, zeby mu pomoc. Mieliby niezly ubaw.
Zaraz, jak ona sie nazywa? Eli-nor. Farid nie mogl zapamietac tego imienia. Ciazylo na jezyku jak kamien. Brzmialo jak imie czarodziejki z odleglego swiata. Kobieta napawala go lekiem, patrzyla na niego jak mezczyzna, bez cienia strachu, a jej glos potrafil brzmiec donosnie i gniewnie jak glos lwa...
-Musimy udac sie do wsi, Faridzie - rzekl Czarodziejski Jezyk. - I dowiedziec sie, co sie stalo ze
Smolipaluchem i gdzie jest moja corka.
Ach tak, ta dziewczyna... dziewczyna z jasnymi oczami, okru-chami nieba, ktore spadly z gory i zaplataly sie pomiedzy czarne rzesy. Farid grzebal patykiem w ziemi. Obok jego bosej stopy [link widoczny dla zalogowanych]
mrowka dzwigala okruch chleba o wiele wiekszy od niej samej.
-Moze on nie rozumie! - odezwala sie Elinor. Farid podniosl glowe i spojrzal na nia ze zloscia.
-Wszystko rozumiem! |
|